12 grudnia 2013

Po prostu gotuj

Kurwa,
Przycina
Nie mogę jeść
Tylko miodu
Są całe miasta
Tylko miód
Się żywią
Nie pójdę
Przycina
Granica
Z rozpędu
Na ostrze
Ślimak
Bez rogów
Do słodkiego
Wnętrzności
Na wierzchu
Ładnie przycięte
Strzępki
Format

Pilnikiem
Gładko
Prześlizg
W trawę
Odpadł
Na pewno ci będzie smakować

16 listopada 2013

W łóżku

Kto jesteś
Jak się czujesz
Jak się nazywasz
Umiesz
Mało powoli

Powłoka
W tym twoim kształcie
Pulsuje
Wydłuża męki
Bez głowy

Szufladki masz
Wszystkie puste
Jądro niepamięci
Cię ssie
W pusto

Na małym tempie
Cały więdniesz
Przenosić można
Krzywda
Pompuje
Cały system
Rzygi w żyłach
Wtopienie
W pościel
Aż tylko kałuża
Skorupa
Cień

Czekasz
Zupełne rozlecenie
Teraz

01 listopada 2013

Klacz

Trzy bryły spojone
I wygięcie
Taki łuk
To jest klacz
Z hydrauliką
Ma tylko jeden bieg
I się nadaje
Chwyt średnicy
Pełna moc
Kierownica

No i rusza
Klacz
Na boki i przody
Rozpęd
W centrum
W spoiwo
Cno
Chętnie jazda
Ładnie klaczy

27 października 2013

Pójście po frytki

Była niedziela, jakoś w południe. Musiałem pójść do sklepu po frytki. Ubrałem szybki ortalion i skierowałem się do pobliskiej galerii handlowej. Ludzi było pełno, głównie bogatych, ale też sporo zwykłych, takich co to pewnie muszą na niektóre rzeczy oszczędzać. I niezliczona ilość obsługi, ubranej w uniformy i wtopionej w ściany galerii. Niewidzialnej, stanowiącej element wyposażenia. Jedna dziewczyna w lodziarni miała włosy zafarbowane na mocny rudy. Wystawały spod opatrzonej logiem czapki z daszkiem. Chciała się jakoś rzucać w oczy, a jest tylko urządzeniem do trzymania wafelka.
Nad kasą lodziarni wisiał nowoczesny żyrandol w kształcie piramidy z małych, iskrzących się kryształków zawieszonych na cienkich nitkach.
Skierowałem kroki do schodów ruchomych, poważnie zamyślony nad swoimi planami na najbliższe dni. Widziałem sporo błędów w większości z nich, ale nagłe zmiany przyjętych wcześniej założeń wydały mi się lekkomyślnym kaprysem. Zresztą, czy w takim miejscu można wpaść na jakikolwiek pomysł lepszy od poprzednich?
Tłok na schodach. Ktoś brzuchem pchał mnie w łopatki. Gdybym na przykład był nietrzeźwy, albo czuł się bardzo słabo tego dnia, także popchnąłbym swoim brzuchem łopatki osoby przede mną. Na szczęście, w odróżnieniu od większości klientów galerii, jestem na tyle szczupły, że pomiędzy moim brzuchem a łopatkami jakiegoś nieszczęśnika wciąż było dużo miejsca.
Pomknąłem do marketu spożywczego, mijając wiele starzejących się par, powoli włóczących się pomiędzy sklepami. Szli wolno, bo pewnie przeżywali romantyczne chwile albo byli zmęczeni. Najprawdopodobniej jednak zwiedzali, podziwiali obfitość towarów i rozmaitość wystaw.
Taki schemat zachowania powstał dużo wcześniej, prawdopodobnie wraz z otwarciem pierwszego na świecie muzeum lub udostępnieniem pierwszego zabytkowego budynku lub kościoła do zwiedzania.
Przed sklepem z artykułami dziecięcymi stała kobieta z ankietą. Szczupła, lekko przestępowała z nogi na nogę. Ankiety w pliku, który trzymała w rękach roiły się od rubryk, kropek i kwadracików do wpisywania czegoś po jednej literce. Nie zaczepiła mnie. Pewnie ankietuje wyłącznie osoby wychodzące ze sklepu, albo rodziny z dziećmi.
Wszedłem do sklepu. Najbliżej wejścia było stoisko z warzywami i owocami. Pięćdziesięciocalowy wyświetlacz prezentował jakiś egzotyczny owoc, którego nazwę jak i wygląd od razu zapomniałem. W związku z promocją na ten owoc, kosztował on złotówkę i dziewięćdziesiąt dziewięć groszy za kilogram.
Gdzieś na końcu zobaczyłem niebieskawą biel lodówki, więc od razu tam poszedłem. Na półkach znajdowały się wyłącznie mrożone dania do szybkiego podgrzania w piekarniku lub mikrofalówce. Zapiekanki, hamburgery, spory asortyment flaków. Nieco zdziwiła mnie możliwość zakupienia mrożonych naleśników z serem. Wyglądały nawet w miarę prawdziwie. Na górnej półce stało sporej wielkości kolorowe opakowanie z „Gulaszem Domowym”, pisownia oryginalna. Pomysł ten obrzydził mnie na tyle, że przestałem oglądać i poszedłem szukać frytek w innej części sklepu.
Minąłem półkę z rozmaitymi rodzajami oleju. To byłoby logiczne, że jak ktoś kupuje frytki, kupuje też olej, ale frytek nigdzie w pobliżu nie zauważyłem. Znowu kierowałem się do lodówki, tym razem z nabiałem, przeważnie jogurcikami. Spojrzałem jeszcze przelotnie na obsługiwane przez urządzenie zwane pracownikiem osobne stoisko z rzeczami na wagę Były to rzeczy, które kupujemy przede wszystkim wtedy, gdy organizujemy przyjęcie. Oliwki nadziewane fetą, czterdzieści dziewięć złotych dziewięćdziesiąt dziewięć groszy za kilogram. Obok było też stoisko mięsne i rybne, na które wolałem już nie patrzeć.
Rzeczywiście, zaraz przy jogurcikach ustawiono przeszło dziesięciometrowy rząd otwieranych od góry lodówek z różnymi głęboko mrożonymi produktami. Ogromny wybór nuggetsów i paluszków rybnych, często nadziewanych dodatkowo serem, szpinakiem i wieloma innymi rzeczami. Dwie lodówki, czyli jakieś trzy metry, to były frytki. Porównałem liczne oferty, pooglądałem frytki proste i karbowane, wyeliminowałem te do przygotowania w piekarniku, ponieważ są niesmaczne i wybrałem kilogramowe opakowanie karbowanych za sześć złotych dziewięćdziesiąt dziewięć groszy.
Wykalkulowałem, że mając dychę w kieszeni ortalionowej bluzy, mogę jeszcze kupić sobie loda. Na śniadanie i na polepszenie nastroju. W październiku wybór nie był zbyt duży, ale ja i tak zawsze kupuję Big Milka. Ich wszędzie jest spory zapas.
Tylko jedna kasa była otwarta. Kolejka ciągnęła się aż pomiędzy półkę z napojami gazowanymi a półkę z chipsami. Gapiłem się chyba pięć minut na chrupki i ciepłą Colę Light, Zero i Cherry Coke, aż nie otwarto drugiej kasy. Poszedłem niespiesznie do drugiej kolejki i znalazłem się pomiędzy jakimś facetem a starszą kobietą z dzieckiem, które bezustannie się czegoś domagało.
Babcia wygłaszała przez cały czas tyradę o tym, że ciągłe chcenie czegoś to bardzo zła cecha małej i musi się jej oduczyć. Że jak kupi jej gumę, to będzie płacz, bo ona zaraz zachce loda. Tak, powiedziała „chcenie”.
Że nie ma pieniążków i dlatego kupuje tylko wodę i bułki. Powiedziała to dobitnie, żeby zasugerować, że roszczenia wnuczki są absurdalne. Nie tylko w aktualnej sytuacji, ale ogólnie, bo nigdy nie można mieć wszystkiego. I tak, powiedziała „pieniążków”.
Spojrzałem na wyeksponowane opakowania nowego Ptasiego Mleczka w białej czekoladzie. Żeby spróbować wszystkich rzeczy, które chętnie bym sobie tutaj kupił i zjadł, potrzebowałbym przeszło tysiąca złotych, tak kalkuluję. A to wszystko są przecież takie same białka, tłuszcze i węglowodany, którymi i tak żywię się całe życie.
Swoją drogą, polska wersja buddyzmu babci, nie chciej za dużo bo i tak cię na to nie stać, wcale nie jest bardziej pesymistyczna od oryginalnej. Odrzucić wszelkie pragnienia, to jak się nagle na coś wściec, krzyknąć „pierdolę to!” i wyjść z pokoju. Taki foch rozchwianej psychiki, który zresztą mi też często się zdarza. Może to jakiś popsuty mechanizm umysłu, zabezpieczający przed rzeźbieniem w gównie?
A może on działa poprawnie, a próba uszczęśliwienia się chipsami i słodyczami to w rzeczy samej rzeźbienie w gównie?
Podczas gdy babcia wykładała swą teorię, której nikt nigdy nie spisze ani nie nazwie, facet przede mną wyszedł z kolejki i zaczął się przyglądać czemuś na stojakach przy kasach.
Pierwszy stopień świadomości konsumenta: wypowiedzenie w sytuacji towarzyskiej tej oklepanej dygresji, że stojaki przy kasach są po to, żebyś nudząc się w kolejce zaczął się gapić na batonika i ostatecznie go kupił.
Facet przede mną wrócił z gumą Airwaves, zanim poszedł miał gumę Orbit. Gumy były widocznie dla niego ważne. W sumie to mu się nie dziwię.
Urządzenie-kasjerka skasowało towary osobie przed facetem od gum. Czarna taśma z produktami się przesunęła, babcia z wnuczką zrobiły kilka kroków naprzód, a jegomość od gum nie. Zostałem w niego wepchnięty i poczułem zapach jego potu. Moje ciało napięło się w chęci nagłej ucieczki.
Problem. Gumy leżały zbyt blisko zakupów babki na początku kolejki. Kasjerka, jako bezmyślne urządzenie skasowała paczkę gum babce. Musiałem czekać, aż zakup zostanie anulowany.
Kiedyś urządzenie-kasjerka omyłkowo skasowało mi lizaka jako Kinder niespodziankę. Musiałem czekać kwadrans na kierowniczkę działu, żeby anulowała pomyłkę. Na szczęście od tego czasu przepisy wewnętrzne sklepu się zmieniły i teraz urządzenie-kasjerka mogło to zrobić samodzielnie.
Wciśnięty w plecy faceta od gum, ostrożnie położyłem zielony pałąk pomiędzy moje frytki i loda, a wodę, bułki i gumę babci. Na wszelki wypadek, żeby nie tracić czasu i szybko stąd zniknąć.
Poprosiłem jeszcze o siatkę i zapłaciłem. Lód był chyba tańszy niż napisano na lodówce. Ciekawe, zwykle cena nabita na kasie jest trochę wyższa niż cena na półce. Zauważenie tego to też pierwszy stopień świadomości konsumenta. Drugi to zgłoszenie tego sklepowi albo na jakimś blogu.
Trzymałem siatkę kurczowo i szedłem bardzo szybko. Coś sprawiało, że czułem się źle. Chyba te dwa piętra sklepów odzieżowych i licznych zakładów usługowych zwieńczone piętrem restauracyjnym, wszystko nad moją głową. Jak ten wieżowiec w Matrixie, gdzie najważniejsza rzecz znajdowała się na wysokim piętrze, a cały budynek był nie do sforsowania. W tym wypadku na najwyższym piętrze na śmiałka czeka Burger King.
Słyszałem, że w krajach zachodnich obowiązkowe jest ustawianie się wyłącznie po prawej stronie schodów ruchomych. Lewą stronę rezerwuje się dla osób, które się spieszą i nie stoją na schodach, tylko idą dla zaoszczędzenia czasu. Tutaj przede mną stały dwie zadbane i modnie ubrane pizdy, które rozmawiały, każda oparta o jedną barierkę. Zastawiały całkowicie przejście sobą i swoimi torbami. Zanim by zrobiły dla mnie miejsce, już bym był na górze. Stałem więc spięty, starając się nie patrzeć nikomu w oczy. Pomyślałem, że chciałbym zobaczyć jakąś ładną kobietę, ale nikt nie może być ładny tutaj. To miejsce jest dla brzydkich, żeby poczuli się jak ładni.
Dwie hostessy rozdawały balony i cukierki. Ich kombinezony sugerowały, że są urządzeniami reklamującymi galerię ogólnie, a nie żaden konkretny sklep. W związku z tym, prawdopodobnie mogą podejść do każdego. Początkowo poczułem falę przerażenia, niechęci do interakcji i sztucznego uśmiechu, którym mogę zostać obdarzony razem z cukierkiem, ale po chwili pomyślałem, że może jednak wezmę sobie takiego balona? Iść zdołowany, z pustym spojrzeniem, nienaturalnie prostymi plecami i ściskając kurczowo w jednej ręce siatkę foliową, a w drugiej balon?
Ostatecznie uznałem, że lepiej nie przynosić do domu żadnych przedmiotów z tego miejsca. Żołądek poradzi sobie z żywnością, którą tam kupiłem, ale dusza może nie mieć tak łatwo z balonem, który emitowałby energię galerii w moim pokoju. Minąłem urządzenia-hostessy, mając najwidoczniej tak nieprzyjemną prezencję, że zignorowały mnie.
Wślizgnąłem się w drzwi obrotowe, zanim się zamknęły na następne pięć sekund. Kręciły się o wiele za wolno. Gdy wreszcie wyszedłem na świeże powietrze, do galerii wchodził facet w okropnym płaszczu. Miał to być granatowy trencz, ale był na tyle krótki, ciasny i pozbawiony paska, że przypominał raczej dwurzędową, bawełnianą kurtkę. T-shirt pod spodem wcale nie ratował go przed wyglądem prezentera z telewizji śniadaniowej. Pewnie wszystko kupił w galerii, może jak odwiedzał znajomych w Poznaniu. We Wrocławiu. Zwężane spodnie też mógł kupić w Krakowie.
A tutaj na pewno znajdzie dużo ubrań do kompletu. Gdy poliestrowy „płaszcz” popruje się od częstego użytkowania, w którymś sklepie w galerii czeka na niego rząd identycznych okryć. Tak samo jak w warszawskich, toruńskich, sosnowieckich czy trójmiejskich placówkach tego typu.
Chciałem usiąść na którejś ławce przed galerią, żeby na świeżym powietrzu zjeść loda, spokojnie obserwując stroje, obyczaje i twarze ludzi, ale nie znalazłem wolnego miejsca. Na jednej z ławek, na której chętnie bym usiadł, bo była plecami do słońca, siedział wielki grubas w dresowych ciuchach. Tępo wpatrywał się w coś powyżej linii jego oczu. Lekko otwierał mordę. Wywnioskowałem, że podziwia fasadę galerii, którą tworzył metal podziurawiony otworami o różnej średnicy.
W związku z tym, poszedłem szybko do domu, by schować frytki do lodówki i zjeść loda przed komputerem.

25 października 2013

Dojście

Wtargnę
Po poślizg
Żeby gładko
Szorstko nie może być
Nie więcej

Muszę zrobić sobie muzykę
Gładszą
Pojechaniem
Tam

Pomyśl
Jak się odetnę
Nawiedzę
Niespodzianie
Kosmita
Na nieswojej planecie
Na właśnie twoim wzgórzu

Nowy
Jechanie
Legenda
Zacznij mówić
Będzie kontakt
Serc jedzenie
Planet pękanie
Porządki

Po nici chcę
Mamy
Nić
Znowu
Przyjście
Chętnie zstąpię
Nie mam wysoko
Było osunięcie
Stop erozji
Czas twardo
Dosyć strugi
Co się sączy
I zasycha
Plama
Szorstka

09 października 2013

Sińce w stroboskopie

Wytrzeszcz
Do światła
Bodźce
Wszystkie
Szybciej
Mało czasu
Coś innego
Tańczyć
Ruchy bardzo

Gorąco
Zmysły bardzo
Bez imienia
Tańczyć
Uderzenia
Taki świat
Każdy bardzo
Duży płyn zlewa
Nie ma sprawy
Nieważne jaki
I tak może
Trzeba
Urządzenia
Paliwem
W s z y s t k o
Płodność znaków
Na ścianach bardzo
Rozkwasić bardzo

Ludzie liczb wychodzą
Im to nie bardzo

Stuknięcie
Małych kawałków
Stuknięciem
Takie rzeczy robisz
Bardzo dymy
Ogień
Zgubiłem portfel
W nocy bardzo

Kroplami w ciebie
Z pośpiechu
Już nie ma
Strząśnięcie momentu
Coś innego
Zagłuszenie bardzo

Przerwa na mowę
Podnieś butelkę
Masz sensy
W piosence
Eskalacja
Znasz to
Ciesz się
Z każdej rzeczy
Wszystko dobre

A pod tym
Ile uryny
Kochane kanały bardzo
Nasze
W kafelkach własność
Cieknie
A zewnątrz się zmienia
Chwiejnie

24 września 2013

Sehnsucht

Czemu tak daleko
Niedobry równoleżnik
Nie chcę
Tu nie świeci
Poszło
Nie ma
Wiem gdzie jest
Tam nie można iść
Nawet jak powstaniec
W tunel bym poszedł
Ale ziemia
Wrosłem
Pasuję
A nie chcę
Cały korzeniem
Ostry płyn
Może utnie
Ale uschnę
Rozsypię się po drodze
No nie dojdę
Za daleko

Mahomet góra

No to stoję
Rosnę
Mam grzyby
Mchy
Wystarczyłyby pszczoły
Dam im czaszkę
Na ul
Będę lwem
Z miodem
Kiedyś siła
Teraz słodycz
To już propozycja
Wtedy przyjdzie
Teraz jeszcze gorzki
Mało lwi
Rosnę
No i czekam

19 września 2013

Klaun

Lubić
Nie zachwyt
Ciekawe
Patrzenie
Nie dotknij
Ekspozycja
Nie uczy
Rozrywka
Nuda
No to
Patrzenie
Pytanie
Ciekawości
Odpowiedź
Groch ściana
Atrakcja
Klaun
Inteligencja
Sztuczka
Patrzenie
Zimno

16 września 2013

Rozmycie

Dobrze
Huczy kręci
Rozmycie
Mocno bije
Chęć
Świeć
Lutowanie ze mną
Iskry
Rozmyte
Mocniej można
Żeby siebie
Rozmyć
Odkryć
W wietrze
Pętla
Przydaje
Akcent
W mózg
Warto
Tak dobrze
Rozmywa
Że brawo

15 września 2013

Ekscytacja II

-Chcesz?
-Nie, tak jest dobrze

12 września 2013

Przybysz

Daleko śliskie wszystko
Gdzie nie spojrzysz
Nawet tu pod nami
O to tu chodzi
Nie wiedzą tego chore bąble
Które liczą
Chyba że o nas to liczenie
Mówienie?
Nie słyszymy
Faluje
Lepko

05 września 2013

Należałoby wyczyścić

Czy to jest moja wina
Czy przeciek
To nieważne
Ważne
Że poszło
Plama
I co teraz
Niech będzie
Plama
Plask
Na fudze
Już jest
Często
Więcej
Jest tak brudno
Zabicie
I niech będzie taka twarz

02 września 2013

Wycieczka jakaś

Poszło po butach
Obcych
Nielubienie
Pryska
Każdego roku
Też w przyszłym
Tu będą w oknach
Patrzeć
Celować
Kto stąd a kto nie
Czyhające kury nośne
Morderki domowe
Głaszczą dzieciątko
A drugą ręką pac
Turystę przez okno
Opiekuńcza ale czujna
Nauczyła się tego
W małżeństwie
Bo ją kocha potwór
Co zabija
Krąży i zza cegieł
Wyciąga przemoc
Każdego bije
Żonę bije
Chyba że się skrada
Umie się czaić
Światowida ma
Nie zaskakuje
Jej
Nawet chińczyk na podwórku

01 września 2013

Kleopatra

W szacie
Kleopatra
Magnetycznie jednolita
Więc prosta
I wokół siebie
Koncentruje
Zwyczajowym pulsem
Mniejszych

WYBRANEJ OSOBIE WOKÓŁ KLEOPATRY ZADANE ZOSTAŁO PYTANIE O POWÓD BYCIA WOKÓŁ NIEJ
Boi
Nie mówi
Cisza
I nagle perły
Płyną perły
Rzeka pereł każdemu
Przez głowę
Każdy tutaj wie
Skąd te perły
Że to Kleopatra się śmieje

Rozśmieszyciel
Zaraz jest bardziej
Trochę się świeci
Perliście
Sam nie wie jak to zrobił
Ale to tak nie jest
On nic nie zrobił
To beztroska Kleopatra
Akurat się zaśmiała
Nieosobiście

Tylko deszcz
Rzęsisty duży deszcz
Zmyje makijaż z Kleopatry
Pokaże im że jest
Zakrzywiona
Równa
Ma pęknięcia
Deszcze zmyje wszystko
Nawet nie będzie głupio potem
Deszczu!
Deszczu!
Spadnij!

Deszcz nie spadnie.
Kleopatra już dawno zamieniła go w perły.
Ma z nich zęby.

30 sierpnia 2013

Instrukcja do dobrze dziś wyglądania

Góra
Dół
Kciuk!

Wiadomo

28 sierpnia 2013

Wiedziałem że tak będzie

Chłopak
Wspaniały mężczyzna
Nie trzeba wstawać
Szaro
Się przegrało
Leż
Nieważny
Raczej nachalny
Ale po co
Można leżeć
Lepiej leżeć
Kara
Jest równo
Niestety
Kobiety
Stąd daleko
Bardziej chmury
Ciężar
Na oczach
Gdzie były
Niestety
Kobiety
Ciekawy
I masz
Wszystko się zgadza
Pomyślałeś
Już wcześniej
To się nie dziw
Tylko dziej się

20 sierpnia 2013

Spożycie

Się
Ślizg
Ślepo
Ślina

Językiem bardzo
Dokładnie
Żadnych rąk
Język zręczny
I usta
Okalają trzym
Minoga

Do tyłu łuk
I wszystko wpływa
Sam ogień

04 sierpnia 2013

W cieplarni, gdzie wcale nie jest duszno

Najlepsze spanie
Mam w cieple
Po powolnym mówieniu
Długim
Zagłuszającym miasto
Bankomaty pociągi
Zgagę
Nawet dobranoc takie bardziej
Koneserskie
Nawet mogę bez poduszki wtedy
Bez kołdry
Że lekko
Latanie jest łatwe
Zewnątrz jest wrogie
Nie szkodzi
Nie trzeba nigdzie iść
Można tu zostać
Ze spaniem
Mówienie grzeje
A te szpikulce lodu
Orzeźwiają
Żeby się nie zgasić
Nie rozpuścić
Pomimo spania

27 lipca 2013

Przemienianie się w zwierzę

Eeeuaa oaaa oaaa
Eeeuaa oaaa oaaa
Przebicie tej cienkiej ścianki
Tylko najostrzejszymi płynami
Eeeuaa oaaa oaaa
Eeeuaa oaaa oaaa
Bez tego wszystko się dzieje samo
Żadnego udziału
Nie ma wcale tańca
Eeeuaa oaaa oaaa
Eeeuaa oaaa oaaa
Nietrudne są obrzędy
Żeby wypędzić
Przeklętą przegrodę
Eeeuaa oaaa oaaa
Eeeuaa oaaa oaaa
Wiemy, że są kosztowne
Płaci się Brzuchem, Mózgiem i Portfelem
A także Czasem aż do następnego razu
Eeeuaa oaaa oaaa
Eeeuaa oaaa oaaa
Ale warto warto warto
Można tym należeć do społeczności
I do swojej osoby
Całością
Eeeuaa oaaa oaaa
Eeeuaa oaaa oaaa
Jakiś Wielki Duch to wszystko wymyślił
Żebyśmy nie siedzieli franciszkańscy
Tylko uruchomili wszystkie nasze szały
Eeeuaa oaaa oaaa
Eeeuaa oaaa oaaa
Dlatego, Wielki Duchu
Ty chuju
Dziękujemy ci
Za Powód i Wytłumaczenie
Kosztowania niesmacznych rzeczy
Które musi spożywać nasze plemię
Dzięki tobie przełyka się tak łatwo
Dzięki twoim kłodom
Chwała
Za małe igły żeby było dobrze
Bez nich by było tylko
„Po co ja to”

Eeeuaa oaaa oaaa
Eeeuaa oaaa oaaa

17 lipca 2013

Litania żałosna

To wszystko od czasu
Nie wchodzi przecież od razu
Najpierw może być nawet ciepło
A to od niedziania
Spada nagle
Żałowanie
Że się nie podgrzało ciepła
A ma wrzeć wrzeć wrzeć

Żałowanie
Że nie ma ciepła nigdzie indziej
Tylko w zimnym

Żałowanie
Że się wyrosło z termoforu
Ale dalej się go pamięta

Żałowanie objęte
Mocniej niż źródło ciepła
Zimno jest wtedy

Żałowanie nieudane
Słabe postanowienie naprawy
Są usterki

Żałowanie ciepłe
Bo to tyle razy
Że Znowu jest domowe

Żałowanie zimne
Banie się też zimne
Z tego samego

Żałowanie rozrzutne
Z tego co popadło
Są za duże straty
Na to musi być jakaś izolacja

Tylko że ja ją bym
I tak rozwalił
Bo lubię darcie
I żeby to płynęło tak w ogóle wszędzie i samo
A nie tak jakoś obok
Tak to lubię
Że ja to pewnie zrobię
Nawet jakbym takiego darcia
Miał pożałować

15 lipca 2013

Chęć bycia ostrzejszym niż się jest

Bez sensu pokochanie
Jak ktoś ma tyle dziur
I przy tym te dziury
Mają gładkie krawędzie
Wodnokamienne
Chyba lepiej tak tylko powiedzieć
Bo z tymi dziurami
To pewnie delikatny
Natomiast reszta
To wierzę
Dziwny idol
Postać
Wyrazistość
Można osiągnąć
Prostymi środkami
Takimi jak wypowiedzi
No obejrzyj wywiady
Z kim tam chcesz
Żaden się nie zastanawia
Tylko ma wypowiedź
Składniejszą
Niż ty byś mógł
Więc dlatego jesteś słabszy
No i staraj się
Albo zostaw to wcale
Bo i tak owoców
Nie będzie
Dla takich
Co robią trudności
Wszędzie
Zamiast zaraz tak od razu
Jak mężczyzna powinien
Dobry

12 lipca 2013

Wąż pustynny

Chcę zobaczyć pustynnego węża
Ale nie żeby butem go przytrzasnąć
Bo jeszcze ukąsi
Albo wznieci pyły do oczu
Wystarczy mi w piasku
Zu-pełny
Wyraźny
Ślad płożenia

05 lipca 2013

Poczekalnia

Dużo
Za dużo
Na siedzieć i myśleć
Takie głupie
Że aż się robi plan
Tak jakby reżyseria jakaś
A tu się przecież nie da dokładnie
Bo może być inaczej
I co wtedy
Żenuje zgrzyt
Krawężnik
Gdzie myślałem że płaskie
Każdy prezent
Niecieszący

Dlatego lepiej tak nagle
Można zmyślać w Naprawdę
A nie że tak tylko sobie
Wycinać kształty
Niebędące
Nie
             spo
                          dzian
                                     ka
A nie
Rozczarowanie

02 lipca 2013

Nie dla mnie

To dla ludzi ostrych
Rysowych
Z przerwami
A ja jestem gładki
Taki jak dziecko rysuje
Oczy buzia
I tyle
Żadnych śladów
Że jest się wartym
Tylko całkiem
Że te oczy i buzia tylko
Nic jeszcze nie mam
Nawet jakiejś śliny
Więc każdy powie:
No ale czemu akurat ja
Mam zaczynać?
No i przez to
Nikt nie zacznie

01 lipca 2013

Ekscytacja

-Chcesz ze mną?
-Chcę

27 czerwca 2013

Pomyłka w miejscu myślenia

Albo:
Patrzysz na kogoś
Chcesz coś nie wiem
Powiedzieć
Lub zrobić żeby było
Towarzysko
A tu nagle
W myślach w głowie
           Biust
I to takie wycięcie pod nimi
I jedwab podkreślający
Wszystko
Bo lekko prześwituje
I się leje
Odbija zjeżdżające słońce
Że w tej głowie już rękami
I tylko co by tu dalej
A nagle!
Się orientujesz
Że to tak głupio
Z ryjem na wierzchu otwartym
Nawet jak nikt nie wie co tam w głowie
To zaraz głupio
Bo jeszcze kontakt wzrokowy
Ze znajomą
No że idiota jakiś
Albo że nie wiadomo co on nocami
Że nie śpi a potem tak tępo w ścianę
Zamiast coś porozmawiać albo powiedzieć
Tak przy wszystkich normalnie

Dlatego lepiej takie rzeczy w kiblu na przykład
Albo jakoś w ogóle że samemu
Bo to wtedy nikt nie patrzy
I można się nawet oblizać
Albo bardzo wystraszyć
Że o czyjejś przyszłej matce
I tego wcale nikt nie widzi
I to jest dobrze

24 czerwca 2013

Gorszy sort

Stragan
Kulminacja towarów
Niesprawiedliwie
Że tak to nigdzie
A tutaj jedno na drugim
I podnosisz bo pod spodem
Też towar
Oferta jest
Podzielona
Bo to nie jest tak
Że tyle tego samego
Tylko no zobacz pan
Tu masz pan lux
Fiatem przywiozłem
Stamtąd
Żeby było

A to?
To tam wisi
Gorszy sort
To pan nie patrzy nawet
Albo pan się śmieje
Że jak biedak albo nieudany
To po to patrzy od razu
A nie że lepiej
Że mierzy wysoko
Aż do ekspozycji poniżej
Poziomu wzroku
Istne prosperiti
Opcje wyboru
Że aż lepiej chyba
Pogadać z żoną
A nie wybrać nic
Bo kto wie czy zły
Sort gorszy niż lepszy

19 czerwca 2013

Dantejska scena

Dantejskie jutro
Mnie dantejuje od połowy nocy
Tymi chodzeniami
Mówieniami próbowaniami
Że nie będzie to fajne
To co już chodziłem
Mówiłem próbowałem
Też dantejskie
A dalej są z tego zapachy
Na przedmiotach
Używanych
Niby już je wąchałem
No ale czasem
Jak tak wezmę
I pomyślę o dłoniach
To o jezu
Dantejskie dłonie
Nie da się zapomnieć
Co tam policja
I jej kolekcje odcisków
Patrzcie na mnie
Tylko jutro nie patrzcie
Bo będzie dantejsko
I nic do oglądania

12 czerwca 2013

Nie o mnie

Zróbmy sobie zdjęcie
W namiocie
Rozbitym
Pod zamkiem
Z ruin
Też porozbijanych
I daleko w górach
Ktoś inny
Również się rozbija
Chociaż miały być inne warunki
Lepsze
To musi być tanio
Bo muszą być pieniądze
Na aparat
Na atrakcje
Takie jak wywoływanie zdjęć
Dlatego wołajmy
Trzeba nas słyszeć
Ekspansja
Horyzont pracy
Z tym zamkiem na nim
Czarnym bo to tylko
Jego sylwetka
Ale to nie jest istotne w tym momencie
Bo aparat ma zasięg
Do ścian namiotu
W którym jesteśmy
Duchowością
Go rozświetla
Jak się naciśnie guzik
Fiat lux
I zdjęcie zdjęte
Z nas
Już tego nie ma
Bo jest inaczej
Niż w aparacie
I lux gaśnie
Bo to tylko do zdjęcia ta duchowość
Bez zdjęć
To jest tylko ortalion
I dwie osoby
Nie-pożądane

05 czerwca 2013

Tańczyć!

Nie wejdę tam
Jeszcze zobaczą, jakie mam łapy
I usłyszę
Obrzydliwości
Zamiast muzyki
Zamiast trunków
Banie czas zacząć
Czajenie w krzakach
Że niby śpię
A to kołdra zawinięta specjalnie
Pofałdowana
Że człowiek
Ten co ma tam być
A go jednak nie ma
Bo jest w krzakach
Słucha z daleka
Może będą jakieś myśli
Albo wyjście czyjeś
Żeby oglądanie strojów
Min misternych
I zachowań
Zawsze takich
A nie że głupio
Albo że śmianie i nie wiadomo co następne
Przytulenia miękkie tam mają wszyscy
Bo robią to często
Mnie często boli brzuch
No i krzaki
Sztywno się dziwią
I to raczej
Obowiązek
Przy okazjach
Lepiej nie czekać
Bo to nie warto
Lepiej w tych krzakach
Coś notować na przykład
Że badacz
A nie zjeb

29 maja 2013

My gołębie

Znowu wstyd wygruchałem
Żeby podać fałszywe dane
Zamiast swoich dokumentów
Jak wcale nie ma takiej potrzeby
A ja jak jakiś
Gołębie serce
A to źle na serce
Się denerwować
Kwestiami rejestracji
W gołębniku
Żeby mieć to takie
Na nóżce
Że czyjś
A nie że tak tylko lata
Co go to można chlebem
Powszednim co najwyżej
Albo butem
Jak ktoś ma bitumiczne serce
I lubi skrzydła łamać
Członkom mojej ławicy
Chodnikowej
Międzybudynkowej
Parapetowej
My gołębie
My tu całe miasto
Normalnie latamy
Ale nie musielibyśmy
Gdyby nie serca
Bitumiczne
I samochody jadące
Odlatuj odlatuj
Bo będzie bum trach
Gru gru
No i tak ciągle
Wstyd potem
Dlatego łatwo
Kolekcjonować
Nas
I nauczyć tras
Bo wtedy wszystko wiadomo
I nie trzeba odlatywać
Jak coś się dzieje
Bo się nie dzieje
I nie ma wstyd

26 maja 2013

Nieustanne krążenie po rzeczach za małych

Jak pan zdejmie marynarkę, będzie pan rósł i rósł, wzwyż i wszerz, z głową przez kolejne warstwy atmosfery (jeżeli będą po drodze jacyś ludzie, to pan ich po prostu przeniknie i wchłonie na poczet swego wzrostu) aż do kosmosu, i wtedy stanie pan na Ziemi jako nagi (ubrania szybko pan rozerwie przecież) super gigant i jedyne co panu pozostanie to zastanawiać się jak przeskoczyć na Marsa bo zaręczam panu, że szybko się panu znudzi chodzenie po Ziemi (trzydziestosekundowy spacer), państw deptanie i rzucanie Księżycem. Gwoli ścisłości, na Marsie też nie ma zbyt wiele do roboty, nie wspominając o Wenus czy pasie planetoid, więc czeka pana nieustanne krążenie po rzeczach za małych.

25 maja 2013

Ogonki

Jadowite ogonki
(Będę zajęty
Lębork się kręci)
Wbiły się w napastnika
I tam zostały
Bez nich litery
Chyba umierają
Bo szare
Na luzie
I tylko są
A nie kąszą

20 maja 2013

Żółte

Żółte mi tu
Czyli barwy ciepłe
Chociaż się trzęsę
To przez podeszwy
I brak receptorów
Do bodźca chodnik i latarnia
Autobus ciepły
Że aż włosy opadają
Na rękach średnich kobiet
A tam jest świetlówka
Wcale nie żółta
Natomiast uczestnik wypadku
Jak uderzony żółtym podłogowym
To zimny

Nie szanuję już światła
Już jest nie takie
Jakie miało być
Ciągle ściemnia
Dla swoich korzyści
Że już nie wiadomo na co patrzę
Czy można dotknąć neonu
Równie dobrze
Zgaszone może dalej parzyć
Działać na receptory
Z czystej złośliwości
Żeby to było takie głupie
Że chodnik żółty
A receptorom zimny

13 maja 2013

Ochłap

Naraz
Wszystko
Z czapy
Już jest ciepło
I słyszę myśli
Już tylko moim głosem
A w myślach
Tylko kobiety bose

Mi krzyczą
Że nie
Że nie mogę tak, że nie daję
Kwiatka
Co to ma być, że nie lubisz
Że się boję
Tego że Wszystko jest silne
Albo że każdego pamiętam
I śnię
Tylko tak, jak go ostatnim razem widziałem
A co jak się zmienił
Musisz się nie zamykać
Jakie ty masz myślenie
Takie za chude
Jakbyś miał pląsać
Machać i machać
I zwiewać
Jeszcze nie wiesz
Że tak nie można
Bo będziesz dostawał
W ryj frisbi
I palcami
I pytaniami

Wiem
Wiem Wszystko
I dlatego jestem marny
Dla bosych
Dla obutych
A zwłaszcza dla obytych
Wiedzących
Inne Wszystko
Ale będę krążył
I gryzł kostki
Ku rozżaleniu
I niewygodzie
Zakłócał ciszę dzienną
Chyba tylko żeby was bolało

I to tak będzie
Aż oczy
Nie zrobią się
Szare lub wilgotne

22 kwietnia 2013

Paluszki w szklance

Ból zębów
Rośnie
Takie po bokach
Od paznokci w szczelinach
No po co obgryzasz
I też niżej
Gówno w dupie
Od wódki w płaszczu
Aż do gardła dochodzi poziom
Stan zagrożenia bojaźni
Bo pęcznieje mi tam
Adrenalina?
Nie, to stolec
Nie możesz tego dotknąć
Bo nie będziesz nigdy ruchał
Jak Newton
Będą cię chciały tylko te grube
Co myślą że starczą cycki
I to że jesteś taki
Z tymi zębami
Na wierzchu
Że będziesz wtedy chciał
Zjebany adoratorze
Z którego inni patrzą
I się śmieją na niego
A ty nie możesz nic zrobić
Żeby nie widzieli
Jak stoisz sztywno
Bo jesteś wyższy
I robisz uśmiech
Taki niby że miły
Ale to raczej śmieszne
Bo jesteś debil głową
Że musisz przy wszystkich
Zamiast to normalnie

15 kwietnia 2013

Uwstecznienie

Czuję się tak, że powinienem coś o tym
Ale nie
Nie chce mi się
Więc na pewno będę nikim
Ktoś wielki miałby teraz naturalną potrzebę
A jak ja teraz coś
To to będzie na siłę
Żeby być kimś
Kimkolwiek wielkim
A nie z naturalnej
Potrzeby
Więc teraz już na pewno
Nie
Nawet jak coś będę chciał

Więc jednak nie jestem nikim
Jestem
Coraz
Mniej polski
Mniej wioski
Mam wnioski
Albo zalążki
Jak podarte książki
Jestem generał Dąbrowski
Dla pulsującej chrząstki

04 kwietnia 2013

Stanął

Będę miał powstanie
Ale nadaremno
Tylko powierzchnią
Rano
Żeby na początek dnia
Krew udowodniła mi
Że dalej płynie

Nie będę miał zmazów
To nie mój poziom
Bo Morfeusz jest alfonsem Wenus
A mnie nie stać
I korzystam z ekonomicznych rozwiązań
Krew jest za droga
Nawet od psa
Płynie z trudem
Łatwo się męczy

Kto ma zmazy na poziomie?
Tacy z krwią szybkich zwierząt
Jak na przykład chomik
I powstaniami według rozpiski
Obejmującej też zgięte łokcie
A i tak jednak tracą
Gdy Morfeusz odbiera zapłatę
Za Wenus która się wprosiła
I nie powiedziała że jest kurwą
Tak to jest mieszkać w takiej dzielnicy
Ale nie ma nigdzie
Żadnej innej

03 kwietnia 2013

Sekunda bycia strusiem

Zadżumione
Z syfem
Trzewia trzeba tak jak drzewa
Czasem zwilżyć
Trunkiem z jałowca
Żebym nie był jałowy
Tylko miał skrzydła
Na tyle ile obracanie się
Bo pole widzenia

Ja pierdole
Że też potrafię tak szybko
Lepiej chodzić niż stać
Żeby utrzymać napięcie linki
W moim mostku
Nad rzekami
W mało orzeźwiających kolorach
Tak jak w promocji
Mania promocji
Opakowanie rozerwane
Etykieta się odkleja
A mnie i tak szarpią
Rzucają do wózka
Się cieszą że tylko tyle
Przeliczają moją wagę
Żeby wiedzieć po ile to
Mądrzej byłoby na litry
Bo od tego raczej zależy
Wartość
Jak lód w buzi

Ale i tak nawet ze skrzydłami
I w postaci płynnej wokół trzewi
Zawsze jest buforowanie
W kolejce
Pomiędzy produktami
I ofertami
Kręci mi się to kółko
Na czole jedyne ruchome
I od tego ruchomego są dylematy
Czy piłkarze powinni się ruchać podczas rozgrywek?
Jaki był pierwszy raz Hugh Hefnera?
Jaki jest ostatni raz
Kiedy miałem skrzydła
Które mi nie zachodziły na oczy
Tak, że myliłem promocje
Ja pierdole
Moje pieniądze mi się palą
Od wody ognistej
Jak w wielkiej popielniczce
W której pali się tysiąc filtrów
I dołożenie tysiąc pierwszego
Także go spopieli
Kiepski z tego nawóz

Ja do stosu pieniędzy
Chciałem dorzucić igły
„Jak wystaje
To urwij”
I urwałem
I zostaje w środku
A i tak się nie pali
Więc bezużytecznie jak przyprawy
Jak ich jest za mało
Albo plastikowe butelki
Opróżnione
Nie w trzewiach
Ale w promocji
Trafiają do miejsca
Gdzie krzyżują się wszystkie prądy
Płynne już nie bo butelki
Plastikowe ale też szklane
Jak szyjka jest wysoko
Ani ich nie rozbiłem
Chociaż robię to rzadko
I zalegają
W trzewiach
Rodzi się przez to syf
Trzeba wyczyścić
I potem zwilżyć

26 marca 2013

Łabędzie

To nie jest hałas
Tylko muzyka
Ale bardzo głośna

19 marca 2013

Krótkie studium bycia przyłapanym na masturbacji

    Istnieje przeświadczenie, mocno pogłębiane przez kulturę popularną (jak na przykład komedie spod znaku American Pie), że bycie przyłapanym na masturbacji to najbardziej zawstydzająca rzecz, jaka jeżeli jeszcze nie przytrafiła się, to może czekać na praktycznie każdego. Nawiązanie w jakiś sposób do tej kwestii lub nawet opowiedzenie swoich doświadczeń zawsze wiąże się z pełnym zrozumieniem rozmówców, bo jest to wspólne przeżycie dla niemalże całej ludzkości. Nikt też nie umniejsza niezręczności związanej z taką sytuacją. Po pierwsze, pomimo ogólnego oswojenia się społeczeństwa z onanizmem, ludzkości zostały stare, pozostałe jeszcze po katolickich czasach skojarzenia z plugawością, czynnością złą, nie do oglądania. Onanista na ogół nie czuje się słaby, nieczysty i ulegający swym popędom, jednak łatwo mu się takim poczuć, gdy okazuje się, że jest oglądany. Po drugie, jest to pogwałcenie potrzebnej każdemu intymności i to na wielu poziomach: na poziomie widoczności genitaliów, na poziomie zaburzenia czynności od zawsze uważanej za osobistą, a także, od kiedy masturbacja bezpośrednio łączy się z pornografią, na poziomie mimowolnego „wyjawienia” swoich preferencji seksualnych. Po trzecie i najbardziej podstawowe, jest to kwestia estetyki- nikt nie wygląda zbyt dobrze podczas masturbacji, zarówno ciało jak i twarz często wykrzywia się w nienaturalny sposób i na ogół nie myśli się o tym, chyba, że nagle pojawia się ktoś, kto to widzi.
    Uważam jednak, że istnieje sytuacja bardziej zawstydzająca. Tą sytuacją jest bycie przyłapanym zaraz po skończeniu masturbacji, przed ubraniem się i uspokojeniem rozedrganego organizmu. Wszystkie trzy powody, według których bycie zastanym podczas onanizmu nadal są spełnione, ponadto istnieje jeszcze kilka, potęgujących tę przykrość i niezręczność. Rozładowaniu napięcia seksualnego towarzyszy nadchodząca chwilę później fala spokoju, rozleniwienia a nawet senności. Dlatego też nagła ingerencja osoby trzeciej jest dla przyłapanego tym brutalniejsza. Jest to dotkliwsze bardziej niż nawet przełamanie euforii, przyjemności i ekscytacji towarzyszącym samej masturbacji. W wypadku mężczyzn potęgowany jest wstyd związany z estetyką własnej osoby- wygląda się jeszcze gorzej z nasieniem na brzuchu, ubraniu lub gdzieś w pobliżu siebie (ekspozycja nasienia może spowodować też jeszcze większe wrażenie pogwałcenia intymności), ciało i twarz nadal wyglądają nieprzystępnie chwilę po orgazmie, a i powoli wiotczejący członek to widok o wiele żałośniejszy niż taki w pełnej erekcji. Kobiety nie mają tego kłopotu, prawie nikt zastając kobietę podczas masturbacji lub nago nie przygląda się jej kroczu, czy jest wilgotne. Główny jednak czynnik potęgujący nieprzyjemność związaną z taką sytuacją to przede wszystkim zniknięcie afirmacji i zapału do własnej seksualności zaraz po rozładowaniu popędu. Podobny mechanizm ma miejsce, gdy mężczyzna z ciekawości i podniecenia postanawia wytrysnąć sobie na twarz- pomysł szybko traci dla niego sens sekundę po orgazmie i eksperymentujący od razu żałuje tego, co zrobił. Osoba przyłapana po masturbacji nie może sobie tego sama przed sobą uzasadnić, bo została zobaczona w momencie, w którym samozaspokajanie się już nie ma dla niej sensu. Nawet jeżeli jest zadowolona z właśnie zakończonej masturbacji, seksualność w tym momencie jej nie dotyczy, co tylko zwiększa przykrość związaną z byciem widzianym w takiej chwili.

18 marca 2013

Postępowanie upadłościowe

Nie wiem czemu to wytwarzam
Nie powinienem
Nie jestem dokończony
Tylko się rozciągnąłem
I przewody są dłuższe
Nie ma mocy na nic
Tylko to pompowanie
Ciągle pompowanie
Przy takiej gęstości
Urządzenia mają powoli
Wszystko rzęzi
Bo gardło nie tłumi dźwięków
Tak jak pisze w przepisach
Przepala się wszystko
Bo nerwy nie odprowadzają ciepła
Tak jak trzeba
Trze
I się psuje
Bo nie jest dokończone
Nic
To wszystko żeby mogło się wylać
Te daremne kilka kropel
To się nie opłaca

Stop
Ogłaszam upadłość
Jestem do rozbiórki
Grożę zawaleniem
Nastolatkom we mnie
Robiącym mi pank not dead sprejem
Zostawiają butelki
Wszystkie bezzwrotne
A najgorszy jest ten
Żul ze swoją wybranką
Gdy pierdoli ją
Zawsze koło północy
W mojej głowie
I nie mogę spać

Nie mogę spać
Powinienem spaść
Zawalić się
Swoim stropem na panków
Cały dach na meneli
W momencie palenia skręcanych szlugów
Po dwuosobowych dionizjach
Niech to gówno zrównają z ziemią
To zdjęcia staną się
Nostalgiczne
Zamiast
Po prostu
Brzydkie

13 marca 2013

Poranne

W sobotę rano
Ktoś zadzwonił na
Wszystkie telefony
Widocznie zapomniał
Że poza mieszkaniem
Jest wszędzie czarno
Czarno
I ono przez to leci
Jak szmata
Też koziołkuje
Bez siły tarcia
Bez szelestu
Tylko z dźwiękiem telefonu
Jak dzwoni

No i jak można chcieć
Cokolwiek
Od takiego mieszkania

11 marca 2013

Wodospad

Największy wodospad na świecie
Dużo wody spadającej
Z kaskadą na górze
A potem już prosto w dół
Większy niż rekordy
I ta taka mgiełka co się robi
Od wody spadającej w wodę
Różowa od słońca
Zachodzącego ale optymistycznie
Że zachód ale na różowo
Międzynarodowy kolor optymizmu

To wszystko mam na czubku
Głowy
Ale nie na czaszce
Bo czaszkę otacza szczelnie takie coś
Co jest nowym mózgiem
To cienka warstwa
Ale nie przepuszcza
Bo jest twarde
Wcale nie jak durszlak

Mózg jest giętki
I ma zakręty
A nowy jest z pikseli
Bo robiłem fotomontaż
No i wyszło tak trochę
Że jest kiepska jakość
I tylko kąty proste
Które można policzyć
Bo je widać
Więc to polega na zupełnie innych rzeczach
Niż mózg
Niż kiedyś

No tylko że w tych pikselach jest dziura
Akurat na czubku
Głowy
Miejsce to nazywa się wodospad
Chociaż nie powinno wcale
Bo niby tak wygląda
Ale jest bez wody
I nigdy jej tam nie było
Zamiast wody
Spada śmianie się
Kaskadą
Z mgiełką
Różową
Największy na głowie
Tylko kłopot jest z konsystencją
Bo nie jest orzeźwiający
Śmianie jest zatrute jakoś
Zbyt gęste
Jakieś takie obślizgłe
Źródła tak głęboko
Że jest też zimne
No i taki flup
Na te piksele
Po nich spływa zaraz
A potem na chodnik
Lub dywan
Lub posadzkę
Nawet podgrzewaną
Spada daremnie
Jest tylko taki dźwięk
Jak przy waleniu na stojąco w pokoju
No i wtedy już tylko
Można butem
Rozsmarować

25 lutego 2013

Psiegówno

W mojej głowie
Jest mały człowiek
Tylko do tego
Żebym mu robił krzywdę
Gdy nie mogę sobie

23 lutego 2013

Takie rzeczy

Ty
No wyobraź sobie
W nocy
Zamiast spać się budzę
I patrzę a obok łóżka
Zamiast dywanu kafelki
Ciemne ciepłe i domowe
A nie jak w szpitalu
Albo kiblu
Ale nie było ich wcześniej
A wtedy były
I miały kształty
Zamiast plamy nasienia straconego
Dla pomruku mojej rozkoszy
Leży goła baba
Która ma na imię Wenus
Ogrzewa kafelki plecami
Aż jej kręgosłup słychać
Jak po nim jeździ
W rytmie frykcyjnym
Kolejowym
Zamiast kochanka leży na niej glizda
Wielka i miękka
I śliska
I ma przyssawki
Zamiast chujem przyssawką
Wielką doprowadza Wenus do spazmów
I sama ma spazmy ta glizda
Widzę jak się nadyma z różnych stron
Zamiast rękami inną przyssawką
Pieści piersi piękne
Że aż lecą śluzy
I dźwięki mlaskania
A zamiast pocałunków nerwowych
Wysysa jej wszystko z twarzy
Łzy, smarki, śliny
Odżywiają glizdę
Cała potrzeba piramidy
Wchłaniana przyssawkami
Łącznie z truciznami
Potrzebnymi oblubienicy

W łzach było zbyt dużo soli
Glizda się aż odessała
Jakby zabrakło jej powietrza
Przy nastoletnim pocałunku
I zwinęła się spiralę
Zatruta do kształtu
By tak już mi zostać
W moim pokoju koło łóżka
I zamiast sobie pójść
Dalej tam leży

Zamiast coś nie wiem, zrobić
Bo myślałem że wstanie
Ta Wenus
No nie ruszyła się
Cała wysuszona
Z kręgami wielkimi po przyssawkach
Wciąż wilgotna
Jęczała
Że jeszcze

Nie powinienem był tego widzieć
Bo nie ma takich rzeczy
I są zbyt brzydkie
A przede wszystkim
Miało być ciemno
Ale przez okno
Zamiast ciemna wpadał aerozol
Jasny
Że to wszystko było widać
Bo tak to bym nie wiedział nawet
Że u mnie takie rzeczy

08 lutego 2013

Sylvia Likens

Jestem zakochany w Sylvii Likens
(oczywiście bez wzajemności
ale to nieistotne)
Bo jest ładna
Cierpiała bez sensu
Wie jak smakuje gówno
I z której strony papieros jest lepszy
Mi opowie
Ile kij ma końców

Inskrypcja na jej brzuchu
Pustym jak toaleta
Będzie dobrą lekturą
Z wartościami

Chcę całować rany na jej stopach
A jest ich sporo
I są otwarte
Jak jej łono
Gdzie ma wszystko miękkie
I puchne
Od wielokrotnych kopnięć

Dla niej nie muszę być modelem
Od szesnastego roku życia
Ani mieć wiele pomysłów
Skoro ją bito prętem po twarzy
I kopano jak zwierzę
To inny musi być jej ideał
Lepiej, że mało pomysłów
Bo to by mogło się źle skończyć
I zaletą jest też to
Że nie odmówię jej penisa
Ani w ogóle niczego
A tak nie miała zawsze

Skoro ją siostra musiała po twarzy
To ja chcę ustami po śladach
Lin, pięści i przedmiotów
I językiem między wargi
Które sama sobie pogryzła
I rękami po całym ciele
Drżącym od konwulsji
O które będę pytał
„Czy wciąż się trzęsiesz?
Jesteś skąpana w srebrze czy zatopiona w złocie?”
I konwulsji nie będzie
Gdy podzieli się swoim ogniem
Z potencjalnym oprawcą
I pomoże ten potencjał
Rozkosznie zmarnować

05 lutego 2013

Pieśń o Pająku

Płynie mocz, płynie mocz
Płynie mocz, kałuża lśni
Intensywna i sterylna

Przyczajony pająk
W niej tonie
I go boli ta uryna
Bo z powierzchni
Wystaje osiem tylko oczu
Już tylko oczy

Więc tylko ogląda całe miejsce
Asfalt, cegły, najki
I fiuta, genezę strugi
Spomiędzy dżinsów
Nic więcej tu nie ma

Nie widzi kątów
Żeby stworzyć sieć daremną
W tej bramie nie ma kątów prostych
Bo ciemno to okrąg

A nóżki zlepione szczynami
Ostatecznie jak okno
Nigdzie nie pójdą
Pająk nie skorzysta z biura podróży
Ani nie spotka swojej pająki

Mocz płynie i płynie
Kałuża lśni i głębieje
Pająk by jeszcze
Popatrzał
Ale wtedy
Niestety
Strzepnięcie
I się udusił

23 stycznia 2013

Kosmiczny samogwałt

Źle się dziś czuję
Bo popsuło się słońce
I w ogóle
Okłamałem moją krew
Aż się nie da nic zjeść
Tylko ziemię
Którą strawię
Żeby nie wyrosły kwiaty
Bo będą mnie razić
W brzydkie oczy
Koloru ziemi
Jak się słońce naprawi
Bym się czuł źle
I przykro że kwiaty bolą
Lepiej czuć się źle od niestrawności
Bo się ziemi najadłem

Wenus, ty coś ułamałaś słońcu
I muszę popijać księżycem
On jest gorzki i mdły
Bo nie dotyka gardła
Ani niczego

Uwierzyłaś krwi
A ona jest od psa
Myślałem żeby nią narysować słoneczko
Ale nie mam wprawnej ręki
Więc nie wyszło
Czemu ci się to spodobało
Przecież to głupie

Ty się z tego śmiejesz
A to jest taki wyuzdany seks trochę
Tyle że samemu
Na Marsie sobie walę
Chociaż jestem meteorytem
Przez to ejakuluję selektywnie
Na przykład dzisiaj nie
Bo źle się dziś czuję

17 stycznia 2013

Coś przerywa

Ej halo słuchaj
No, no
No tak
Halo?
No słuchaj, eee
Przerywa mi
Halo?
Mi przerywa!
To zadzwoń
Oddzwoń
Będziesz?
Proszę

No wiesz, ten
Pół tego przyszło
No, esemesa
Sens, sens
Jakiś taki
Urwany
Na kawałki
Mi to musisz
No, jeszcze raz

No?
Halo
No jestem
Zawsze jestem
Jestem
Za mało?
Ale jak to za mało
To ja chyba nie umiem
Mało mało
Halo?
Zmęczony jestem
Halo
Się zmęczyłem
Butami czy tam no
Halo?
Niechceniami też
Wiesz?
Wszystkimi
Halo
Halo?
Czekaj, no
To ja ci ten
Oddzwonię
No, ale bądź
Musisz być
Bardzo
Halo

No, słuchaj
Ja teraz wyszedłem
No
Ze siebie
Bo tam wiesz
Na suficie są te
Pomysły popsute
One haczą
I tak charczy
No tak, tak
To od tego
Halo
No normalnie, zamiast głowy
Tak, katownia
No tak, tak
Halo
No, coś znowu
Dalej?
Dalej muszę
No, to ten
To ja zaraz tego
Czekaj, no

No, halo
A ty gdzie jesteś?
Gdzie?
Halo
Tak?
Czemu?
Naprawdę?
To to nie u mnie
To ja musiałem teraz
Na to zimno i dziwno
A to u ciebie coś
Że zakłócenia
To ty to tam nie wiem
Przesuń
No
To jak ten
To mi oddzwoń
Ale oddzwoń
Bo bądź
Musisz

09 stycznia 2013

U lekarza

CHORY:
Panie bogaty doktorze
Ja choruję na licealizm
Chyba
Pan to sprawdzi może

DOKTOR:
Objawy są złożone
Na każdy inne piguły i syropy
Które nie działają
Co pan ma?

CHORY:
Mam świeże piersi
Obfite twarde i miękkie
Pod bylejaką bluzką
Upośledzonej koncepcji
Początków ostatecznych
Pomysłów zaczętych
Tylko do wspomnień

Arystokracja mi zarosła lamperią
Rosną jej półki z paździerza
Oraz blaty
I każdy mi ryje cyrklem co chce
Bo każdy ma swoje zdanie
A bez rycia by je zapomniał potem
I nie miał co wspominać

Każde moje słowo ma echo
Piłki do kosza o parkiet
E e e e e e
Z tego ma się wrażenie
Że jest się od siebie daleko
I takie to zostanie we wspomnieniach

Mi też wyskoczyły różne sprawy
Polegające na mówieniu i wiadomościach
I nachylaniu się na ławce
O kimś nieświadomym tak z boku
Tego wspominać się nie będzie dało

Dolegliwość mam też z ważnością
Bo jestem tylko atrakcją
Mnie się widzi parę razy tylko
Jak przechodzę i jestem zajęty
Taki jeden z elementów
Nudnych wspomnień co nikt nie słucha

Ważne są papierosy
Palone drogim płaszczem
Czarnym jak grób prawnika
Który za to płaci
I dostarcza drogie wspomnienia

Od tej lamperii i świetlówek i drewna
Moje rany pieką
Dobre bułki z masłem
Własne
A te takie ciemne w maśle
To nie są przyprawy
Tylko ostrogi które kłują i robią rany
Żebym szedł korytarzem szybko szybciej
Najszybciej- mówią o mnie

Bo ja łapczywie podejmuję wyzwania
I nic mi się nie udaje
Nieudanie się wyspałem
I dlatego się teraz tak patrzę
Bo ja jestem tyle rzeczy
A wy mnie tylko widzicie jak tak przechodzę
I jestem zajęty byciem jednym z elementów
Nie umiem nie być tak wąski
Bo lamperia jest ciasna

LEKARZ:
Licealizm leczony trwa trzy lata
A nieleczony tysiąc dziewięćdziesiąt pięć dni
I pan jest bardzo śmieszny
Mając tyle czasu
A tak mało wiedzy