13 października 2012

Obfitość

Chcę zjeść moją muzę
Pożreć, nie wiem czemu
Ale na stole w kuchni
W moim obsesyjnym mieszkaniu
Na niezdrowo zainteresowanej ceracie

Nie wiem co z niej przyswoję
Jakie substancje i minerały
No bo nie znam składu
A skąd skład jak nie znam muzy

Pomyślałem sobie tak jakoś
Że mogłabyś nią być ty
Ale z tego co widzę to obawiam się
Że nie nadajesz się do zjedzenia
Ponieważ to co widzę to powłoka
Która jest w porządku ale wypycha ją
Płynna lepiąca się tłuszczem żelowata półprzezroczysta gęsta
bezzapachowa lepka tłusta substancja
I gdybym cię nacisnął palcem
To by się wybrzuszyło w innym miejscu
I to wszystko jest sztywne dosyć
Bo tej substancji jest dużo w środku
Jest obfitość
Martwię się bardzo że ty jesteś dookoła
A nie że to w środku ciebie

Najgorsze jest to że jesteś nieszczelna
Przez małe pory w skórze to się wylewa
Nawet nie strumieniem jakby fontanna
Że tak obficie
To jeszcze by było ciekawe przynajmniej
Ale to się sączy i robi taki poślizg
Jak na prezerwatywie
A ja nie chcę się ślizgać na twoim czole
Jak je dotknę to tego się wyciśnie więcej
Straszne
Że wiem czemu nosisz wysokie buty
Bo byś się rozlała w łydkach
Obficie na boki
I upadła jak budynek do rozbiórki
Tak w dół całkiem pionowo
Nawet fajnie to wygląda
Całe szczęście że nie masz tego na włosach
Że są tak ładnie suche i długie
Obficie wyrastają
Pewnie musisz je myć dwa razy, co?
Chyba że skórę głowy masz szczelną
Boję się twoich białych zębów
Bo to kryształy tej substancji
Zamarznięte lub wysuszone
Czy się roztapiają, gdy jest gorąco?
Wtedy by było jak bukkake ale na odwrót
W drugą stronę w sensie
Ale też obficie

Wycisnąć się bardziej
I dodać grafit z tysiąca ołówków
Posmaruj tym rzęsy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

no co ci się nie podoba